Wczoraj rano przed wymeldowaniem się z At Home poszliśmy obejrzeć 2 hotele z basenami na dachu. Khao San Palace odpada, nie mają wolnych pokoi (cena 750 THB). Po drugiej stronie ulicy jest olbrzymi D&D Inn polecany przez Amerykankę spotkaną w Kambodży. Idziemy zobaczyć. Cena za pokój standard 900 THB, ale pokój lipny. Raz, że z oknem od strony ulicy (hałas imprez raczej nie pozwala zasnąć do godz 4 nad ranem…), a dwa że za tę kwotę „d…y nie urywa” :) Skusiliśmy się za to na pokój deluxe. Bardzo ładnie wykończony, duża łazienka, klima, wifi, śniadanie w cenie + dostęp do basenu na dachu (7. piętro – bardzo fajny widok na miasto). Do tego okno z drugiej strony budynku, cisza i spokój. Doba „jedyne” 1030 THB. Jak na warunki azjatyckie sporo, ale z drugiej strony jak już w Azji się na wszystkim oszczędza to chyba nie jest to zdrowa oznaka. Pierwszą noc w Azji spędziliśmy w Marriotcie na koszt Malaysian Airlines, w ostatnie dwie też można zaszaleć :)
Miało być jeszcze trochę zwiedzania, ale palące przez chmury słońce nas totalnie rozleniwiło. Było prawie 40 stopni, więc… spaliliśmy się jak skwarki. W życiu taki opalony nie byłem! Myślałem już, że moja skóra nie może przyjąć ciemniejszego koloru a tutaj proszę, niespodziewajka. Basen, leżaczki, zimne piwko, oooo tak.
Jeszcze mała rada co do kupowania upominków na Khao San i w okolicy. Mam wrażenie, że najkorzystniej jest kupować rano, tzn ok 10-11. Sprzedawcy dopiero wtedy się rozkładają i praktycznie wszyscy schodzą z cen 40-50%. Zawsze lepiej sprzedać rano taniej i mieć pewny zysk. Wieczorem są już zarobieni, portfele pełne i bywa, że nie chcą skurczybyki opuścić nawet 20-30 THB. Muszę tutaj pochwalić moją Żonę. Uczeń przerósł mistrza, teraz chodzi na zakupy już sama przynosząc ciuszki za 2/3 ceny.
O właśnie, prawie bym zapomniał – durian. Tak, w końcu się odważyliśmy. Kupiliśmy kawałek wielkości dłoni (30 THB) tylko na spróbowanie. Zabraliśmy ze sobą do hotelowego pokoju. Rany jak śmierdziało po wyciągnięciu z folii. Zapach roznosił się po całym piętrze! Nie dziwię się, że w Singapurze nie wolno tego przewozić metrem… Owoc ma konsystencję surowego mięsa, w dotyku jak pierś kurczaka. A smak można porównać do.. soku z cebuli. Tak, domowego soku z cebuli, który pije się na przeziębienie. Mały kęs jest ok (choć u Lidki wywołał odruch wymiotny), ale mnie nawet smakowało. Chociaż nie wyobrażam sobie zjeść całego owocu.
Nocleg w Rzymie załatwiony, transfer na lotnisko też (mini bus za 100 THB / osoba). Miało być publicznym transportem, więc albo miejski autobus + pociąg albo 2 x miejski autobus. Cenowo wychodzi połowę taniej, ale nam się już zwyczajnie nie chce. Wstyd wstyd wstyd… rozleniwiliśmy się strasznie na sam koniec :)