Dziś bardzo krótko – mieliśmy kolejny super dzień, lenistwo maksymalne aż grzech się przyznać. Po śniadaniu poszliśmy rozeznać się trochę poza turystyczną część miasta. Zajrzeliśmy do świątyni Wat Lok Molee. Zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory widzieliśmy w Chiang Mai – ciemne drewno, stare cegły i mało złotych zdobień. Po drugiej stronie ulicy znaleźliśmy kolejną (nie pamiętam nazwy). Zupełna świeżynka, budowa zakończona w 2005 roku.
W trakcie spaceru okazało się, że w tym całkiem sporym mieście są nie tylko świątynie, 7-11 i kluby z paniami do towarzystwa. Było też dość spore centrum handlowe z ogólnie rozumianym asortymentem IT. Co tylko dusza zapragnie: telefony komórkowe, drukarki, akcesoria do PC, wszystkie podzespoły od płyt głównych po dyski i procesory. Można tam bez problemu złożyć sobie komputer w dowolnej konfiguracji.
Upał zrobił się straszny, więc wędrujemy do pokoi się przebrać i na basen do sąsiedniego hotelu. Pan na recepcji nie zrobił żadnego problemu, tylko delikatnie zasugerował, żeby zajrzeć w menu. Taki był plan, bo zgłodnieliśmy jak wilki. Po basenie jeszcze wizyta w świątyni położonej 2 minuty piszo od naszego hotelu. Jakoś nie mogliśmy się tam wybrać wcześniej :)
Nasze trzecie z rzędu spotkanie z Marzeną i Andrzejem dziś dobiega niestety końca. Oni zostają jeszcze na weekend na Chiang Mai, my jutro ruszamy z powrotem do Bangkoku z jednodniowym przystankiem na zwiedzanie ruin w Sukhothai. Kochani, jeszcze raz bardzo dziękujemy za wspólnie spędzony czas. Wracajcie szczęśliwie do Polski i do zobaczenia wkrótce!