Postanowiliśmy wynająć taxi i pojeździć trochę po okolicy. Można lokalnym autobusem (z dworca Chang Pheuak odjeżdżają regularnie autobusy do okolicznym atrakcji) ale nam się nie chce. Wsiadłem na motorek z naszym gospodarzem i pojechaliśmy dogadać taryfę. Taksówkarz chciał 1200 THB za ok 4 godziny jazdy + czekanie na nas, ostatecznie stanęło na 800 THB, czyli po 200 THB na osobę.
Na pierwszy ogień poszła położona w górach wioska Moang Doi Pui. Marzena w przewodniku wyczytała, żeby raczej nie kłopotać sobie głowy z wyjazdem w te strony. Ponoć nic ciekawego. I tak właśnie było. Nie jeźdźcie. Szkoda czasu – godzina jazdy od Chiang Mai, żeby zobaczyć wodospad, którego nie było, ogrodu z opium, które chyba jeszcze nie wykiełkowało i muzeum rdzennej ludności, które wyglądało jak nieuprzątnięta szopa na narzędzia. Nie ma co, było super.
Teraz może już być tylko lepiej. I było. Chyba najsłynniejsza w okolicy świątynia Doi Suthep była całkiem fajna. Wejście po 30 THB lub 50 THB, opcja droższa pozwala na wjazd/zjazd windą zamiast wdrapywanie się po 300 schodach. Leniuchy z nas dzisiaj, nie ma co. Plac wewnątrz świątyni cały pozłacany, z daleka wygląda to efektownie, z bliska kiczowato. Mimo wszystko warto. Po wyjściu z placu głównego jest też taras widokowy, z którego widać Chiang Mai w całej okazałości. Spędziliśmy tutaj dobrze ponad godzinę. Nasz kierowca w tym czasie uciął sobie drzemkę.
Ostatni punkt na liście to wodospad Huay Kaew. Pierwszy wodospad, który widzieliśmy w Tajlandii. Wszystkie poprzednie akurat wyschły, bo przecież jest pora deszczowa :) Ten był bardzo fajny, ale serwowany z nieznośną ilością komarów, które wygoniły nas w 15 minut.
Wieczorem rozdzieliliśmy się na 2 obozy. Panie poszły przeglądać ciuchy na nocny bazar, a panowie oglądać tajski boks! Walki organizowane są tutaj codziennie, wejściówka po 400 THB. W programie 7 walk, w tym jedna zapowiadana jako specjalna. Jak się później okazało, wpuścili sześciu chłopa na ring, zawiązali im oczy i przez 3 minuty na ringu trwał młyn niczym ustawka ultra-kiboli. Śmiesznie było. Oprócz tego 2 walki w wykonaniu Pań, reszta Panowie w różnej wadze. Tutaj 2 nokauty, w tym jeden całkiem niespodziewany i spektakularny (mam wideo). Zawodnikami są uczniowie okolicznych szkół Muay Thai, chłopaczki w wieku 14-20 lat. Na pewno z żadnym z nich nie chciałbym się spotkać w ciemnej uliczce. Nawet z tymi walczącymi w wadze zaledwie 55kg.
Na koniec jeszcze informacja, która może przydać się innym podróżnikom: bankomaty japońskiego banku AEON na 100% wypłacają bahty bez prowizji. Niezależnie, czy wypłacacie 2.000 czy 20.000. Szukajcie w dużych Tesco Lotus. Naporex – dziękujemy za cynk!