Geoblog.pl    spychi    Podróże    Na koniec świata i z powrotem    Żarłacz biały Lidce nie straszny
Zwiń mapę
2013
07
cze

Żarłacz biały Lidce nie straszny

 
Tajlandia
Tajlandia, Ko Tao
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 38244 km
 
Pomimo wrażeń dnia wczorajszego wstaliśmy o 6.30. Było ciężko, ale dla chcącego nic trudnego. Szybkie śniadanie w barze na plaży, odbieramy swój sprzęt nurkowy i czekamy na wezwanie na łódkę. Po kilkunastu minutach zrobiło się jakoś pusto przy stolikach… Dobrze, że pobiegłem się zapytać o co chodzi, bo popłynęliby bez nas. A to dlatego, że oprócz nas, pozostałymi osobami na poranny rejs byli uczestnicy kursu Open Water. Dobrze, że tak się to skończyło. Motorówką dopływamy na statek, stąd już na rafę. Dwie lokalizacje: powtórka z nurkowania nocnego (White Rock) i trzecia w moim przypadku wizyta na Twins. Dostaliśmy bardzo sympatycznego francuskiego przewodnika (Greg), który swoim łamanym angielskim opowiedział jaki jest plan.

I znów w wodzie! Po prostu uwielbiam to uczucie, kiedy zaczynasz się zanurzać. Zupełnie jak zawieszenie w powietrzu. Lidzia miała maly problem z ciśnieniem w lewym uchu na 10-12 metrach, ale poradziła sobie z tym lada moment. Zuch dziewczyna! Schodzimy na 17 metrów. White Rock wyglądało zupełnie inaczej niż w nocy (oczywista oczywistość :), duża rafa, mnóstwo ryb i przeróżnych korali. Pod skałą udało nam się znaleźć nawet małą białą murenę. Lidka zadowolona, mnie też się bardzo podobało. Spędziliśmy pod wodą prawie 50 minut.

Drugie zejście było jeszcze lepsze. Równo 60 minut, a i tak wyszliśmy mając w zbiornikach po 70, czyli ok 1/3 zapasu. Główną atrakcją było unikanie Triggerfish, których było teraz zdecydowanie więcej niż podczas moich poprzednich dwóch wizyt w tym miejscu. Dwie nawet zaczęły walczyć ze sobą tuż za moimi płetwami – przyznam, że ciśnienie mi trochę podskoczyło. To właściwie pikuś – kiedy zaglądałem do jakiejś jaskini z Gregiem, Lidka została z tyłu za nami i oglądała „dużą, kolorową rybkę” pływającą między skałami 3-4 metry od nas. Trwało to dobre 3 minuty. Kiedy wypłynęliśmy z jaskini obu nam serce zaczęło bić szybko – Li nieświadomie obserwowała sobie dorosłego, 50-60 cm osobnika tych agresywnych, ale pięknych ryb. Co gorsza gdzieś w pobliżu musiało być gniazdo, bo płetwa grzbietowa postawiona była ostro do góry (znak gotowości do obrony/ataku). Na szczęście nikogo z nas nie zauważyła i walka wręcz nie była konieczna ;) Lidka w pełni szczęśliwa stwierdziła później na pokładzie, że to grzech wyjeżdżać z Ko Tao tylko po 2 nurach. Może jeszcze będzie okazja gdzieś w Pattaya.

Po obiedzie kupiliśmy bilety na jutro do Bangkoku (prom + autobus = 850 THB / osoba) + transport z hotelu do przystani w cenie. Resztę dnia spędzamy leniuchując na plaży i leżąc w wodzie. Bezchmurne niebo, biały piasek pod tyłkiem, woda ponad 30 stopni… raaaaany, a może by tak olać Bangkok i zostać tutaj jeszcze z tydzień ? Przez 4 dni padało tylko raz i to w nocy. Widocznie pora deszczowa została za nami na lądzie.

Wieczorem wybraliśmy się na małe oblanie mojego nowego certyfikatu (i dwudziestego nurkowania) do baru na plaży. Akurat organizowane było Toga Party w starożytnym greckim stylu, ale że towarzystwo rozwrzeszczanych okropnie Amerykanów nam nie przypasowało, przenieśliśmy się na hotelowy balkon. Zimne piwko w miłym gronie zawsze smakuje najlepiej :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 17.5% świata (35 państw)
Zasoby: 136 wpisów136 131 komentarzy131 1123 zdjęcia1123 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.04.2013 - 21.05.2019
 
 
28.02.2013 - 18.07.2013