Wszystko co dobre, szybko się kończy. Prawda, choć połowiczna. Plan na dziś to zmiana wyspy na sąsiednią Ko Tao (Wyspa Żółwia). Marzena i Andrzej wsiadają na inny statek – wracają do Surat Thani by dalej łapać pociągi 3. klasy i zmierzać w kierunku północnym do Chang Mai. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to spotkamy się tam razem za tydzień.
Po południu zostajemy podwiezieni do przystani przez Tajkę prowadzącą nasz hotel. Cwana bestia, chciała od nas 200 THB za podwózkę. Ale jako, że Marzena i Andrzej zakotwiczyli na miejscu ponad tydzień – podwózka darmowa. My na doczepkę :)
Transport na Ko Tao trwał jakąś godzinkę. Na pokładzie kilka osób rozdaje ulotki z hotelami i bazami nurkowymi. Zagadujemy jednego faceta – i pomimo, że miałem już wybrane miejsce gdzie chciałem zacząć jutr kurs Advance Open Water Diver – skusiliśmy się na jego ofertę. Sam kurs droższy o 600 THB, ale za to w cenę wliczone jest zakwaterowanie przez 2 nocki. Facet zaoferował nam 3 noce, więc elegancko. Do tego darmowy transport w obie strony.
Na miejscu okazało się, że trafiliśmy do dużego resortu (Ban’s Diving Resort) z wyższej półki: pokoje od 500 do 1.500 THB za noc, 2 baseny, duży ciekawie urządzony ogród, 2 restauracje, sklep, bar, wszystko czego dusza zapragnie. W basenie jakieś 20 osób po raz pierwszy trenuje z butlą na plecach. Jak to Li określiła: fabryka nurków!
Na recepcji trafiliśmy na sympatycznego, ale średnio asertywnego jegomościa. Potwierdził nasze 3 darmowe noclegi, ale że chcemy zostać 4 noce to napomknęliśmy, czy dałoby radę jeszcze trochę naciągnąć. Albo chociaż nurkowania dla Lidki ze zniżką dla byłych studentów (ja dostaje swoją automatycznie po ukończeniu kursu). Nie do końca nas chyba zrozumiał, zadzwonił do kogoś żeby zapytać czy się da – i się dało. W cenie mojego kursu (8500 THB) mamy 4 darmowe noclegi i dodatkowo nurkowania po 700 zamiast 900 THB :)
Tak więc zapowiadają się intensywne 2 dni: jutro z samego rana sesja teoretyczna, później 2 nurkowania nawigacyjne. Drugiego dnia najpierw zejście na 30 metrów, następnie wizyta na wraku. Na zakończenie moje pierwsze w życiu nurkowanie nocne. W piątek z Lidzią idziemy jeszcze 2 razy, łącznie 7 zanurzeń w 3 dni – dawno nie byłem tak podekscytowany.
Wieczorem wybraliśmy się na spacer plażą. Ludzi więcej niż na Ko Phangan, ceny też trochę wyższe. Plaża długa i piaszczysta, na brzegu prawie sami Amerykanie, Holendrzy i Chińczycy. Dosłownie co chwilę szkoły nurkowania i wodne taxi, jest w czym wybierać. Ponoć jeszcze kilka lat wstecz, żeby zostać na wyspie w sezonie, trzeba było wykupić przynajmniej 1-2 nurkowania. To już się zmieniło – noclegowni od groma i wciąż budują się nowe. Nic dziwnego – w końcu to chyba najsłynniejsza na świecie mekka dla podwodnych maniaków :)