Geoblog.pl    spychi    Podróże    Na koniec świata i z powrotem    Agent agentowi nie równy
Zwiń mapę
2013
29
kwi

Agent agentowi nie równy

 
Indonezja
Indonezja, Banyuwangi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 34437 km
 
Na śniadanie dostaliśmy super wyżerkę, czyli po toście, dżem i kawę. Nie ma co, najadłem się do syta. Ok 10 wrzucamy skorupy na plecy i idziemy na prom. Do przystani może 400 metrów. Po drodze dołącza do nas bardzo sympatyczny Balijczyk. Jak wynikło z rozmowy mieszkał przez 7 lat w Australii (to wyjaśniło bardzo dobry angielski), później chwilę w Singapurze, a teraz zajmuje się tym i owym. Kombinator pierwsza klasa – akurat jedzie do Jakarty kupić samochód, żeby go sprzedać na Bali. Można ponoć na tym nieźle zarobić. Po drodze chce zabrać też ładunek kokosów, które na Jawie są 10x tańsze w hurcie. Kiedy mieszkał w Australii szmuglował trochę diamenty przez granicę. Raz wpadł mając w walizce… 500 kompletów bikini! Sam przyznał, że 90% Indonezyjczyków planuje swoje życie z 2 najwyżej 3-dniowym wyprzedzeniem. To większości wystarcza. On musi mieć plan przynajmniej na 2 lata. Super gość, czas na promie minął nam błyskawicznie.

Po wyjściu napadło nas stado naganiaczy (byliśmy akurat jedynymi turystami na tym promie). Poszliśmy z jednym, który wzbudził nasze zaufanie do jego biura. Oferta jaką zaproponował była z kosmosu i chciał za nią 3x więcej niż się należało. Wyszliśmy.
W bemo i do centrum. Jechaliśmy może z 15 minut. Po drodze udało się znaleźć kolejną agencję turystyczną. Gadka –szmatka i wygląda na to, że się zdecydujemy. Jak pisałem wczoraj nigdy się jeszcze w agencje nie bawiliśmy. Usiedliśmy sami z długopisem i kalkulatorem. Wstukałem mniej więcej wszystko, co znalazłem wczoraj w Internecie. Wyszło, że sami za planowaną trasę będziemy musieli zapłacić ok 1-1.2 mln. Facet w agencji chce 2.4 mln, ale ostatecznie staje na 1.5 mln (500zł) za naszą dwójkę. Płacimy połowę (reszta na koniec) i kupując sobie tak naprawdę 3 dni spokoju bez planowania, dostajemy jeszcze:

- 2 nocki w hotelu z basenem, klimą i śniadaniem (Banyuwangi i Sukapura – tutaj bez basenu)
- bilety wstępu na 2 wulkany (Ijen i Bromo)
- przewodnika na Ijen do kopalni siarki (start o 1:00 w nocy) + zwiedzanie Bromo jeepem (start o 3:30)
- transfer samochodem Banyuwangi –Sukapura, Sukapura-Yogyakarta, w sumie ponad 620km + odbiór rano z hoteli

Wszystko łącznie zajmie 3 dni. Facet zadowolony, my zresztą też. Pewnie i tak z nas nieźle zdarł, ale co tam (właściwie już kolejnego dnia po południu potwierdza się, że przepłaciliśmy ok 250.000, czyli 80zł, kurde dobrzy są! Tańsze oferty są na trasie startującej z Yogyakarty do Banyuwangi, więc w drugą stronę). Przez 3 dni nie musimy kombinować co, gdzie, kiedy :) Zawozi nas do hotelu. Całkiem fajny, duży basen (25m), ok 50 bungalowów, restauracja. Elegancko. Pierwsze co robimy – skok do basenu, a po nim bierzemy skuterek i ruszamy objechać miasto. W sumie nic ciekawego, kilka marketów, muzułmańskie świątynie i… gwóźdź programu, czyli fryzjer! Tak zarosłem od wyjazdu, że szkoda gadać. Pan Bati z Sumatry zrobił w kilka minut porządek z moją czupryną, skasował 10.000 (3zł). Oddajemy skuter, miał być znów basen, ale akurat dzieci ze szkoły miały jakieś zajęcia w ramach w-f.

Siadamy na tarasie, żeby po raz drugi na wyprawie sobie coś obejrzeć. W Tulamben w centrum nurkowym zaczęliśmy świetny program „An Idiot Abroad”, czyli o podróżowaniu w czarnym zwierciadle z dużą dozą brytyjskiego humoru. Polecam.

Po 17 robi się ciemno – zapominałem napisać, że cofnęliśmy o godzinę zegarki na Jawie. Teraz od Polski dzieli nas +5 godzin. Dzieciaki się zmyły, więc basen wolny. Tak sobie pływamy, cisza i spokój. W hotelu oprócz nas jest 1 osoba! Aż się wierzyć nie chce. Podróżowanie poza sezonem jest bardzo fajne :) Spokój przerywają muzułmańskie wieczorne modlitwy. Na każdym Mosku zainstalowane są 4 głośniki, każdy skierowany w inną stronę świata. Efekt jest trochę przerażający. Modlitwy przypominają lament, jakby nawoływanie do powstania/wojny/pospolitego ruszenia, bardziej brzmi to jak zawodzenie niż śpiew. Razem z Li nie wiemy co o tym sądzić. W Londynie też spotykaliśmy modlących się Muzułmanów, nie brzmiało to jednak w ten sam sposób jak na Jawie.

Co kraj to obyczaj.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
spychi
spychi - 2013-05-02 06:03
PS - odnośnie wpisu z 25.04.

Chorą sytuację z Besakih opisał bardzo fajnie Łukasz Kędzierski na swoim blogu, polecam zajrzeć: http://www.lkedzierski.com/indonezja/bali-pura-besakih/ okazuje się, że cały proceder ściągania kasy z turystów jest NIELEGALNY.
 
 
zwiedził 17.5% świata (35 państw)
Zasoby: 136 wpisów136 131 komentarzy131 1123 zdjęcia1123 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.04.2013 - 21.05.2019
 
 
28.02.2013 - 18.07.2013