Geoblog.pl    spychi    Podróże    Na koniec świata i z powrotem    Objazdówki dzień pierwszy
Zwiń mapę
2013
24
kwi

Objazdówki dzień pierwszy

 
Indonezja
Indonezja, Munduk
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 34234 km
 
Kierowca pojawił się pod naszym bungalowem punktualnie o 8.30. Trasa na dziś: Tama Ayun Temple, Pura Ulundanu, Twin Lakes, Wodospad Munduk, Tanah Lot. Jedziemy do pierwszej świątyni. Już po kilku kilometrach cieszę się, że to nie ja prowadzę. Nie da się tego określić inaczej niż szaleństwo. Jezdnia wąska i dziurawa, skuterów od groma, wszyscy trąbią, wyprzedzają na trzeciego. Naprawdę nie rozumiem jak to wszystko może funkcjonować bez poważniejszych wypadków. Na skuterach normą są 3-4 osoby, ciężarówki wypakowane po brzegi towarem związanym sznurkiem bądź z ludźmi na pace. Po prostu Azja.

Trąbienie – od naszego kierowcy dowiadujemy się, że nie chodzi o to, by co chwilę zwracać na siebie uwagę, ale oddać należny szacunek świętym figurkom, ołtarzykom i świątyniom napotkanym po drodze. Przy każdym z nich trzeba chociaż raz użyć klaksonu, żeby Karma sprzyjała przez cały dzień. W ogóle nasz przewodnik wydaje się mocno uduchowioną osobą – strasznie negatywnie nastawiony na Muzułmanizm a tym samym mieszkańców Jawy. Przez cały dzień powtarzał nam, że mamy bardzo uważać kiedy tam będziemy bo to źli ludzie. Sam był na Jawie tylko kilka razy, teraz nie jeździ. Na Bali jest dobrze i koniec.

Pierwsza świątynia super. Bardzo zadbana zresztą jak wszystkie inne. Czysto i schludnie, trawka elegancko przystrzyżona, no i do każdej płatny wstęp: bilety od 15.000 do 30.000, czyli 5-10 zł od osoby. Kolejna ze świątyń prezentowała się jeszcze lepiej. Nazwana Świątynią W Wodzie (Pura Ulundanu) faktycznie częściowo położona jest na jeziorze. Póki co największa z odwiedzonych. Mnóstwo posągów, na placu w centralnej części akurat trwały jakieś modły, więc nie można było wchodzić. Udało nam się wyjechać stamtąd przed przyjazdem 3 autokarów z japońskimi turystami… powtórzę po raz kolejny: szarańcza.

My na szczęście jedziemy dalej nad brzeg Bliźniaczych Jezior, czyli Buyan i Tamblingan. Tutaj po raz pierwszy my stajemy się atrakcją turystyczną – trójka Indonezyjczyków bardzo chciała mieć z nami zdjęcie. Śmiesznie się z nami komponowali bo mieli max po 160 cm wzrostu. W ogóle ludzie tutaj są niscy i szczupli. Nad jeziorkiem można sobie cyknąć (za symboliczną opłatą) fotkę z wężem, legwanem bądź olbrzymim nietoperzem. Próbowałem namówić Lidzię, ale jakoś się nie skusiła :)

Po jeziorach wodospad Munduk. Zdecydowaliśmy się na ten zamiast bardzo popularnego Gitgit z prostej przyczyny: mało kto wie o nim i odwiedza to miejsce. Nie da się tam też dojechać. Do samego wodospadu trzeba dojść ok 15 minutowym spacerkiem. Najpierw z górki, później pod górę – wyszło na jaw, że nasz kierowca kondycji nie ma wcale. Biedny nie mógł złapać oddechu po powrocie do samochodu.

Pora na plantację kawy. Jedziemy zobaczyć jak wygląda proces wypalania. Wszystko bardzo prosto: pani siedzi i przez godzinę miesza drewnianą łyżką dojrzałe ziarna. W ofercie mają też najdroższą kawę świata – ziarna przetrawione przez cywetę. Układ na plantacji jest prosty: można spróbować każdego gatunku kawy i herbaty (razem około 20) za darmo. Tylko za Kopi Luwak trzeba zapłacić: 50.000 (16zł) za filiżankę. Kawę bardzo lubimy, ale nie jesteśmy jakimiś wytrawnymi smakoszami. Nie trzeba jednak wyrafinowanego smaku, żeby docenić smak przetrawionych przez zwierzę ziaren. Naprawdę bardzo dobra i zupełnie inna kawa. I w dodatku tutaj nie taka droga. W Europie 1kg kosztuje około 1.000 euro. Tutaj za tę samą ilość wychodzi ok 4 mln rupii, czyli 315 euro.

Nieopodal plantacji położony jest dość duży targ warzywno-owocowy. Prosimy kierowcę, żeby na chwilkę się zatrzymał i idziemy zobaczyć co i jak. Jedna z pań sprzedawczyń była bardzo przekonywująca (poza gościem, który sprzedawał chińskie zegarki i wołał za nami „Taniej niż w Biedronce”, poważnie – jacyś polscy turyści go nauczyli). Po darmowej degustacji owoców, a zjedliśmy wszystko co było w ofercie, przyszła chwila prawdy, czyli targowania. Lidzia wybrała sobie mix wszystkiego, dobre 1.5 kg. Pani wystartowała z ceną z kosmosu: 350.000 rupii wystukane na kalkulatorze. Ja się tylko uśmiechnąłem i podałem jej kalkulator z powrotem z kwotą 50.000 :) Po dobrych 5 minutach stanęło ostatecznie na 90.000 (30zł). Pani podsumowała, że gdyby wiedziała jak umiem się targować to by nas nawet nie zaczepiała :) Ma się to po Tacie. Myślę, że ostatecznie i tak zapłaciliśmy więcej niż tubylcy, ale co tam, satysfakcja z zakupu stuprocentowa.

Ostatnią atrakcją na dziś jest Tanah Lot, kompleks trzech świątyń położonych na klifach południowo-zachodniego wybrzeża Bali. Efekt jest niesamowity, położenie zapiera dech w piersi. Naszym zdaniem obowiązkowe miejsce do odwiedzenia na tej wyspie. Mieliśmy dużo szczęścia – akurat był odpływ, więc można było podejść bardzo blisko na fotki. Podczas przypływu dostęp do jednej ze świątyń jest niemożliwy. Zostajemy do zachodu słońca i wracamy do Ubud. 11 godzin jeżdżenia, jutro część druga.

Jeszcze tylko kilka słów o naszym przewodniku. Jest to facet w wieku na oko 25 lat, sam nauczył się angielskiego z książek. Nie miał innego wyjścia, pracujących na plantacjach ryżowych rodziców nie było stać na opłacenie wszystkich 12 klas (skończył 9). Dowiedzieliśmy się bardzo dużo na temat tej dobrej strony Bali (kultura, zwyczaje, religia) i gorszej, czyli pieniędzy. On za dzisiejszy dzień dostał $6 wynagrodzenia (wycieczka kosztowała $45, wszystko kasuje szef który ma samochód i płaci za paliwo – 4500 rupi, 1.45zł za litr). Jego dzień pracy wyniósł w sumie 14 godzin (musiał po nas przyjechać z Denpasar i później do niego wrócić). Mieszka z żoną i dwójką dzieci wynajmując za $70 miesięcznie pokój o rozmiarach 3x3 metra. Jest jedynym żywicielem rodziny, ponieważ żona opiekuje się dziećmi (5 lat i roczek). Zakupów nie robi w sklepie, po prostu go na to nie stać. Żywność organizuje jeżdżąc do rodziny na wieś. Kiedy uda się zarobić więcej z napiwków od turystów kupuje mięso. Mimo wszystko jest szczęśliwy. Niesamowicie wierzy w Karmę. Jeśli będzie się opiekować swoją rodziną najlepiej jak potrafi, kiedyś to dobro wróci do niego. My też wierzymy w Karmę i podwajamy mu dzisiejsze wynagrodzenie :)

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 17.5% świata (35 państw)
Zasoby: 136 wpisów136 131 komentarzy131 1123 zdjęcia1123 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.04.2013 - 21.05.2019
 
 
28.02.2013 - 18.07.2013