Dziś ostatni dzień w Cairns. Upał straszny, więc jedziemy się wylegiwać na plażę. Padło na Trinity Beach w Smithfield, ok 20 km na północ. Lidzia z typowym dla niej zapałem wstała drugi dzień z rzędu o 5.30, żeby pstryknąć wschód słońca. Wróciła zawiedziona, gdyż to „nie było to” i kiedyś będzie musiała znów wstać o tej nieludzkiej godzinie.
Ponownie podmiejski autobus, tym razem nr 111. Na miejscu jesteśmy po 40 minutach. Plaża szersza niż 2 dni temu, jest też trochę więcej ludzi. Również wydzielona strefa do kąpieli ze względu na meduzy. Słońce pali niemiłosiernie, trzeba się schować w cieniu, bo inaczej nie da rady.
Rezerwujemy hostel na kolejne 3 noce w Brisbane. Cenowo wychodzi identycznie jak w Sydney, $70 / noc za dwójkę. Z Cairns mieliśmy lecieć od razu na Bali, ale jak pisałem wcześniej ceny biletów były koszmarne. Wyszło na to, że taniej jest się cofnąć i poczekać na lot 3 dni – koniec końców zaoszczędziliśmy trochę i zwiedzamy dodatkowe miasto. O Brisbane słyszeliśmy co prawda niezbyt ciekawe opinie. Warto jednak przekonać się na własnej skórze jak jest naprawdę.
Słodkie lenistwo kończymy sesją zdjęciową z palmami. Po 17.00 zbieramy się na przystanek. Autobus jednak nie przyjechał bo… nie wiadomo. Musieliśmy czekać pół godziny na następny – może i dobrze, mała zaprawa przed Azją :)
Kierowca, który ostatecznie przyjechał minął się chyba z powołaniem. Kierowca rajdowy pierwsza klasa. Mieliśmy wrażenie, że wszyscy na drodze mu zawadzają. W zakręty wchodził jak szalony, a jeśli ktoś przed nim zwalniał, wyzywał głośno w niebogłosy. Ubaw po pachy.
W hostelu szybkie pakowanie, żeby mieć już spokój rano. Samolot do Brisbane o 6.00, pobudka 3.40, bo o 4.00 mamy zamówiony transfer na lotnisko. Kolacja tradycyjnie w pubie Woolshed. Codziennie w hostelu dostajemy zniżkę na jedzenie, 30 do 50 % co ostatecznie przekłada się na 2 dania + 2 piwka za $20-23. Bardzo fajny układ. Dziś na talerzu wylądowało ostatnie danie z menu, którego jeszcze nie spróbowaliśmy: kurczak w sosie miodowo-musztardowym :)
Wakacje na wakacjach dobiegły końca, 7 dni odpoczynku i niesamowitych wrażeń. Czas jednak ruszyć dalej…