Niesamowite jest uczucie, kiedy spełniasz swoje marzenia. Naprawdę. Niesamowite i dziwne, bo coś o czymś marzyłeś całe życie nagle nabiera realnych kształtów. Odkąd sięgam pamięcią zawsze ciągnęło mnie do wody. Rodzice na próżno starali się wyciągnąć z wody małego Szymona, który uzbrojony w maskę nurkował ile tylko się dało pod pomostami, skakał do wody i z niej wychodził, aby znowu skoczyć. Jednym słowem – jeśli chodzi o kontakt z wodą – od zawsze miałem coś z głową nie tak :)
Z zapartym tchem wpatrywałem się w TV i nic mnie nie mogło od niego oderwać kiedy Sir David Attenborough czy Pani Krystyna Czubówna opowiadali o Wielkiej Rafie Koralowej. Nie mogłem pojąć swoim małym dziecięcym umysłem, że takie miejsca REALNIE istnieją na Ziemi. W wieku lat nastu zaczęło rodzić się marzenie, o wyjeździe do Australii i zanurkowaniu choćby przez chwilę w tych błękitnych, gorących wodach. W ciągu ostatnich dwóch dni spełniłem je.
Jestem tak cholernie szczęśliwy, że nie potrafię tego wyrazić słowami. Myślę, że ci, którzy mnie znają wiedzą o co chodzi. Miałem już okazję nurkować kilkakrotnie na Kubie – było bosko i tam moja miłość do tego sportu potwierdziła się na dobre. To jednak nie była największa rafa na świecie.
Jak pisałem wcześniej udaliśmy się w rejony Rafy dwukrotnie. W sobotę był to tylko (a może AŻ!) snorkel, czyli pływanie pod powierzchnią z maską i rurką. Byłoby idealnie, gdyby nie dość duża fala na morzu. Niestety w Cairns padało dość solidnie przez ostatnie 2 tygodnie. Pomimo poprawy pogody na lądzie (dziś 30 stopni, zero wiatru, bezchmurne niebo), morze jest dość wciąż zburzone. Według kapitana z dnia na dzień będzie coraz lepiej, jednak fale a co za tym idzie widoczność, maksymalnie w okolicach 6-7 metrów, utrzymają się do końca przyszłego tygodnia.
Rafa tak bardzo mnie wciągnęła, że nie wyszedłem z wody ani na sekundę przez jakieś 3.5h. Wieczorem zaowocowało to spalonymi na kolor rakowo-czerwony łydkami. I to pomimo kremu przeciwsłonecznego i założonej pianki! Spać się nie bardzo dało, ale to w sumie mała cena za takie wrażenia. Odwiedziliśmy Hasting Reef i Breaking Patches. Bardzo chciałem wypatrzeć żółwie morskie, ale szczęście nie dopisało. Druga sesja z rurką była krótsza. Po godzinie się poddałem (Lidka chyba po 30 minutach). Fala tak bardzo utrudniała utrzymywanie się na powierzchni, że aż zaczęło kręcić mi się w głowie.
Dziś (niedziela) pobudka znów o 5.45. Wypływamy o 7.30, więc trzeba być przed czasem. Firma inna, tym razem katamaran zamiast statku. Zabierają też mniej osób (tylko 40, wczoraj było prawie 80...) co redukuje zamieszanie na pokładzie. Na miejsce trafiamy po ok 2h, przebieranie i już jesteśmy gotowi. Z Lidzią przypisano nas do grupy nr 2 (4-osobowe, na więcej nie pozwala prawo w Australii).
Pierwsze zanurzenie jest zawsze krótsze niż drugie. Poszło jak po maśle, wszystko sobie po rocznej przerwie przypomnieliśmy. Li jak zawsze dzielna i gotowa na wszelkie wyzwania. Nie straszna jej nawet słona morska woda, które leciała do środka zbyt ciasno ubranej maski :) Wynajęliśmy też podwodny aparat – lumix z opcją filmów HD – co zaowocowało 140 zdjęciami i ok 10 minutami materiału filmowego. Zdjęcia może nie powalają, ale uważam że wyszły całkiem fajnie. Podkreślam, że to mój debiut a fotografowanie na głębokości 12m różni się od tego na powierzchni. Filmiki za to o niebo lepiej :)
Powaliła nas druga rafa. Właściwie rafa była ta sama (Moore Reef), jest jednak na tyle duża, że dzieli się na kilka mniejszych sekcji. Nie pamiętam nazwy pierwszej, druga to Labirynt. I to nie byle jaki. Nasz przewodnik poprowadził nas przez szczelinę, pomiędzy dwoma ścianami rafy. Ścianami o wysokości ok 10-12 metrów z obu stron, wystającymi z dna morza niemalże pod samo lustro wody! Efekt był powalający. Po drodze pojawiła się majestatyczna Skrzydlica a w ukwiale wypatrzeliśmy Błazenki (Nemo :) To nie wszystko. Byliśmy też świadkami kilku zabiegów pielęgnacyjnych. Zawsze śmieszyło mnie kiedy metrowe olbrzymy otaczało stadko mniejszych czyścicieli. Dziś widziałem ten niesamowity teatr na własne oczy. Nie mam pojęcia ile gatunków ryb nas dzisiaj otaczało, nawet nie będę próbował zgadywać. Skoro warunki, w jakich my nurkowaliśmy były zdaniem kapitana średnie, to nie potrafię sobie tego wyobrazić w spokojny, klarowny dzień.
Jest po co wracać w ten zakątek świata. Jeśli tylko kiedykolwiek będziemy jeszcze mieli okazję – na pewno z niej skorzystamy. Kolejne nurkowanie w Indonezji :)