Geoblog.pl    spychi    Podróże    Na koniec świata i z powrotem    Meszki i zupa z dyni
Zwiń mapę
2013
30
mar

Meszki i zupa z dyni

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Milford Sound
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 23021 km
 
Dziś kierunek Milford Sound. Pogoda jeszcze całkiem fajna. Co prawda niebo trochę zachmurzone, ale tragedii nie ma. Przed nami 300km, ostatni rejs na fiordy wypływa o 15:45. Jak się uda to git, jak nie to nic się nie stanie.

Po drodze trafiamy na wyścig kolarski! Najpierw grupa kobiet, a kilka kilometrów dalej mężczyźni. Rowerki pierwsza klasa, myślę że nie dużo tańsze od tych, które widzieliśmy podczas Olimpiady w Londynie. Towarzyszymy im na odcinku prawie 70km, co chwila mijając większe lub mniejsze grupki.

Do Te Anau dojeżdżamy bardzo szybko, miasteczko jednak mijamy bokiem. Zmiana kierowców i dalej przez Fiordlandię. Widoki po lewej stronie super, góry naprawdę imponujące. Co chwila mijamy punkty widokowe i wejścia na ścieżki trekkingowe – opcja, z której na pewno skorzystamy jeśli pogoda pozwoli.

20 km przed Milford Sound znajduje się Homer Tunnel. Tunel prowadzi przez górę, w tę stronę jedzie się cały czas w dół. Powietrze w środku jest absolutnie lodowate. Bardzo nam się podoba. Po wyjeździe z tunelu kolejne 10km krętą drogą w dół i już jesteśmy na miejscu. Docieramy o godz 14:00, kupujemy bilety na ostatni rejs ($75 / os, rejs trwa 2h15m) i zamawiamy obiad.
Najedzeni zaliczamy jeszcze obowiązkową kawkę, zabieramy z samochodu kurtki na wszelki wypadek i spacerkiem do portu (10 minut). Tam wymieniamy nasze bilety na karty pokładowe i po kilku minutach już siedzimy na statku. Są 2 pokłady, górny (w połowie odkryty) i dolny. My oczywiście u góry.

Na Mitre Peak (1692 m, góra dosłownie wyrasta z wody) niestety nie było ani trochę śniegu, szkoda bo liczyliśmy na efektowne fotki. Niebo też się całkowicie zachmurzyło, na szczęście chmury nie przesłaniają widoku szczytów. Li w żywiole, aparat się grzeje, a ja tylko biegam od burty do burty bo akurat pani przewodnik opowiada o czymś po drugiej stronie. Udaje nam się zobaczyć foki wylegujące się na kamieniach, nawet coś między kilkoma nie zatrybiło bo zaczęły walczyć ze sobą. Słodko :)

Kapitan wypływa spomiędzy fiordów na otwarte morze. Robi się niezła fala, kilka osób ucieka do łazienki bo kołysanka na całego. Nam się bardzo podoba. Nawrotka na morzu (na delfiny nie trafiliśmy) i wpływamy ponownie między fiordy, tym razem z drugiej strony. Kapitan podpływa bardzo blisko pod jeden z wodospadów. Legenda ponoć głosi, że kogo zmoczy jego woda będzie żył o 10 lat dłużej. Idę na dziób statku – w tym samym momencie wiatr obraca się w drugą stronę i kompletnie moczy wszystkich stojących na przedzie. Mnie również. Jestem przemoczony, ale to raczej niska cena jaką trzeba zapłacić za bonusowe 10 wiosen.

Rejs kończy się ok 18. Trochę zgłodnieliśmy więc odwiedzamy pobliski (i jedyny) bar, zamawiamy po zupie z dyni („bardzo” smaczna, ja zjadłem chyba w ciągu minuty starając się nie oddychać nosem…. ale za to ciepło się zrobiło :). Nie mamy jeszcze pomysłu na nocleg dzisiaj, po drodze mijaliśmy jakieś kampingi, będzie trzeba gdzieś zahaczyć. Wybieramy pierwszy napotkany. 8km od drogi, w lesie nad rzeką – okazał się strzałem w dziesiątkę. Za $12 / os mamy ciepłą bieżącą wodę, miejsce na namiot/samochód, dostęp do w pełni wyposażonej kuchni, grilla na zewnątrz. Jest też coś na wzór świetlicy, z kominkiem i wygodnymi kanapami. Jest prąd, więc ładujemy baterie. Luksusy nie z tej ziemi. Jedyny minus to brak Internetu.

Kamping nazywa się Gunns Camp, znajduje się w dolinie Hollyford i pierwotnie został założony przez pionierów budujących m.in. Homer Tunnel w latach 30-50 ubiegłego wieku. 20 lat temu spłonął niemal doszczętnie (kamping nie tunel), w chwili obecnej został całkowicie odrestaurowany. Bardzo przyjemne miejsce na nocleg czy dwa – polecamy. Trzeba tylko koniecznie pamiętać o zapasie repelentów z DEET. Meszki tutaj to prawdziwy Armagedon. Na miejscu można odwiedzić małe muzeum i dowiedzieć się tego i owego o kampingu, budowie tunelu czy konsumpcji alkoholu w tych okolicach :)

Jutro w planach trekking, ale wszystko zależy od aury. Kładziemy się spać po 22, usypiani kroplami deszczu łomoczącymi w dach naszej srebrnej strzały…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
janusz
janusz - 2021-12-20 16:41
n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.

wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.

co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby
 
 
zwiedził 17.5% świata (35 państw)
Zasoby: 136 wpisów136 131 komentarzy131 1123 zdjęcia1123 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.04.2013 - 21.05.2019
 
 
28.02.2013 - 18.07.2013