Pobudka jeszcze przed wschodem słońca – powoli staje się to naszą rutyną, co mnie zadeklarowanego śpiocha przeraża. Jedziemy na punkt widokowy 20km dalej licząc na super zdjęcia. Niestety, niebo jest tak zachmurzone, że ledwo widać góry… Jemy śniadanie, dając sobie tym samym pół godziny na jakąś zmianę pogody. Lidka cyka kilkanaście fotek, ale nic fajnego nie wychodzi. Jedziemy nad jezioro.
Zadziwiające jak szybko zmienia się tutaj pogoda. Minęło może 15-20 minut, prawie bezchmurne niebo, słońce przygrzewa aż miło. Do tego nie ma w ogóle wiatru, warunki do uchwycenia odbicia lodowca w tafli jeziora idealne. Docieramy do punktu widokowego i zaczyna się sesja. Li wniebowzięta. Ja mam trochę gorzej, zapominałem się psiknąć repelentem (co gorsza, zabrać go ze sobą) i w trakcie kiedy Lidzia ma sesję z górami – Szymon ma sesję z meszkami, wygląda to jak lekcja samby dla początkujących… Masakra, wieczorem będę pewnie cały w bąblach… To też ciekawe – na północnej wyspie nie mieliśmy żadnych problemów z komarami czy meszkami (znanymi tutaj jako sandflies, według legend maoryskich miały zniechęcić ludzi do zapuszczania się w te dzikie tereny, ugryzienia swędzą jak cholera), nawet na kampingu nad jeziorem było ok. Na południu za to atakują jak Luftwaffe.
Pogoda przypasowała, widoki są niesamowite, aż nie chce się stąd wyjeżdżać. My jednak wsiadamy w srebrną strzałę i jedziemy do Wanaka, 270km dalej. Jeśli będziecie mieli kiedyś możliwość jazdy State Highway nr 6 w kierunku Queenstown, polecam po dwakroć, po trzykroć nawet! Nam zabrakło prawie miejsca na karcie w aparacie, zatrzymywaliśmy się dosłownie co kilkanaście minut. Jezioro Hawea jest obłędne. Nie da się tego opisać.
Na punkcie widokowym Knights Point spotykamy Anglika mieszkającego na… Kilburn w Londynie! Jaki ten świat jest mały. Podobną sytuację mieliśmy wcześniej (nie pamiętam czy pisałem o tym czy nie, najwyżej się powtórzę), w markecie w Taupo spotkaliśmy parkę Francuzów, z którymi razem jechaliśmy autobusem z Marriotta na lotnisko w Kuala Lumpur :)
Do Wanaka docieramy trochę po 16.00, zakupy i jedziemy do hostelu. Pokój deluxe okazał się wart swojej ceny – widok z okna to jezioro i otaczające je góry. Teraz to już według schematu: prysznic, pranie, kolacja, skype z Polonią. Sprawdzamy też bilety Sydney – Cairns i dalej do Indonezji.
To chyba tyle, wystarczy nudzenia na dzisiaj.