Budzik zawarczał okrutnie o 5.30. Z uporem maniaka udało się przełożyć pobudkę o godzinę. Rano jeszcze prysznic i wyjeżdżamy z Nelson, śniadanie zjemy sobie gdzieś po drodze. Nawigacja pokazuje 5.5h jazdy. Towarzyszy nam piękny wschód słońca widoczny w lusterkach – szkoda, że nie wiedzieliśmy co te krwisto-czerwone chmury zapowiadały.
Deszcz. Całodzienny, mozolny deszcz. Zaczęło padać trochę po 9… i już nie przestało. Teraz jest 20.40 i leje równo cały czas. Tak ma być do rana.
No i właśnie ten deszcz pokrzyżował nam trochę plany. Co prawda założenia na dziś udało się wykonać, dotarliśmy do Franz Josef i już wiemy, które szlaki górskie będziemy zaliczać przez kolejne dwa dni. Przewodnikom-naciągaczom nie udało się namówić nas na oprowadzanie po języku lodowca za bagatela $115-170 od osoby. Czy my jesteśmy z pierwszej łapanki, żeby płacić za chodzenie po śniegu i lodzie? Wystarczy pojechać na Śnieżnik zimą i już, tam nie potrzeba żadnego przewodnika a przeżycia równie ekscytujące. Sprawdzone empirycznie :)
Zamiast tego odwiedzamy pobliską informację turystyczną, gdzie dowiadujemy się o bardzo fajnych darmowych szlakach, zarówno takich na 1-2 godziny jak i całodniowych na 7-8 godzin. Problemem jest jednak ciągle padający deszcz. Z autopsji wiem, jak wyglądają szlaki w Bieszczadach po całodziennej ulewie… Nic ciekawego ani tym bardziej bezpiecznego. Dzisiaj już nigdzie nie pochodzimy. Leje jak z cebra, chmury zasłaniają widoczność całkowicie. Jednym słowem lipa.
Na jutro zostawiamy sobie wycieczkę do Fox Glacier, gdzie chcemy zaliczyć wiekszość krótkich szlaków, z których są ponoć bardzo dobre widoki na Mt. Cook i Mt. Tasman (jezioro Matheson, Fox Glacier Valley Walk, River Walk, Chalet Lookout). Ma już przestać padać w nocy, więc powinno być ok. Na środę zostawiamy sobie ponad 17km trekking szlakiem Alexa Knoba – jutro nie ma sensu bo błoto będzie straszne…
Jeszcze tylko zakupy w Franz Josef. Na kolację m.in. spiek miejscowego piwka Steinlager, w całkiem fajnej cenie $20 za 12 butelek 330ml. Lidzia wypatruje stoisko z pysznym gorącym kurczakiem, którego pochłaniamy niemal od razu :) Tankowanie auta - paliwko w Południowych Alpach drogie jak cholera ($2.44 za litr, czyli ponad 6.50 zł) – i można ruszać dalej.
Nasz dzisiejszy kemping oddalony jest o 15km, śpimy w Parku Narodowym Westland nad jeziorem Mapourika. Takie miejscówki są dostępne dla turystów za symboliczną opłatą ($6 / os za noc). Warunki są dwa – żadnych śmieci po sobie, żadnych ognisk. Opłatę zostawia się w plastikowym woreczku i wrzuca do skrzynki, a następnie w samochodzie trzeba włożyć za szybę odcinek kontrolny z numerem tejże koperty. Naszym zdaniem całkiem uczciwy układ.
Oby tylko do jutra przestało padać…
PS. Tak jeszcze na marginesie, w końcu po drodze po zachodnim wybrzeżu pojawił się jakiś przemysł. Węgiel oraz tartaki. Nie ma się co dziwić, drewna tutaj pod dostatkiem. Później wyczytaliśmy, że praktyczne całe zachodnie wybrzeże, zwłaszcza okolice Okarito ogarnęła pod koniec XIX wieku gorączka złota, co przełożyło się na zbudowanie jakiejkolwiek infrastruktury w tym rejonie.