Geoblog.pl    spychi    Podróże    Na koniec świata i z powrotem    Pierwsze 400 km
Zwiń mapę
2013
18
mar

Pierwsze 400 km

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Coromandel Peninsula
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21643 km
 
Pobudka o 8 rano, szybkie śniadanko i już jesteśmy w drodze na… lotnisko. 4 km, więc można spokojnie przejść się z buta, zwłaszcza że pogoda dziś bardzo ładna od rana. Cel prosty: kupić kartę sim 3G w celu uruchomienia nawigacji w telefonie i wynajem samochodu. Po 45 minutach docieramy do terminalu. Kartę sim można kupić za $30, w tym pakiet 50 minut + 500MB Internetu, brzmi super. Szkopuł w tym, że cos z moim iPhonem jest nie tak – nie chce ruszyc Internet z Telecom ani Vodafone. Widocznie coś nie tak z ustawieniami. Facet w sklepie rozkłada bezradnie ręce i mówi że nic się nie da zrobić. Ja tam wiem swoje, sim kupujemy bo nie ma rzeczy niemożliwych i na pewno coś się później uda skonfigurować.

Teraz auto: ceny na lotnisku zabójcze! Firma o obiecującej nazwie Bugdet zaoferowała nam wynajem kombi na 21 dni za bagatela, $4000… kogoś tu pogięło. Avis już o wiele tańszy, $1160 ale też rezygnujemy. Wczoraj w hostelu wpadła Lidce w ręce ulotka firmy Quality Cars, dzwonimy – jest kombi za $630! Facet odbiera nas z terminalu i jedziemy do ich biura. Okazuje się, że firmę prowadzi brygada z Indii ledwie mówiąca po angielsku. Na szczęście pojawia się szefowa, z którą można co nieco ustalić. Ostatecznie dostajemy też prom na południową wyspę gratis, trzeba tylko zapłacić za 2 pasażerów ($66 od osoby) co od razu robimy żeby mieć już to z głowy. Prom mamy na piątek, jeśli okaże się, że to za krótko to będziemy dzwonić i przekładać rezerwację. Po ok pół godziny wszystko gotowe, papiery podpisane, pieniądze przelane i odjeżdżamy Nissanem Wingroad z silnikiem 1.8 w automacie. Całkiem spore auto, do spania powinno być wygodnie.

Dziś mamy jeszcze jedną nockę w hostelu, więc plecaki zostają, a my jedziemy w kierunku wschodnim. Trasa: Thames - Coromandel Pennisula - Hot Water Beach – Bombay (!!!) – Auckland. Wyjeżdżamy przed godziną 15.00, plan na ponad 400km, ciekawe czy się wyrobimy przed zachodem słońca (20-20.30). Udało mi się skonfigurować telefon, nawigacja śmiga, można ruszać.
Już po 50 km nokautują nas widoki. Kolor wody w zatokach, wszędzie góry i pagórki, lasy, przepięknie! Do tego kręte górskie drogi, zupełnie jak w Bieszczadach. Co chwilę przystanek na obowiązkową sesję zdjęciową, Lidzia wniebowzięta :) Drogę na Hot Water Beach chcieliśmy sobie skrócić jadąc szutrową drogą przez góry. Niestety po 45 minutach jazdy okazało się, że jest… ZAMKNIĘTA!!! I zero znaku czy informacji wcześniej.. Pięknie, to z powrotem do Tapu. Szkoda, że straciliśmy w ten sposób prawie 1,5h i chyba nie zdążymy na Hot Water Beach przed zachodem słońca. W skrócie: jest to plaża o wyjątkowych właściwościach termalnych. W czasie odpływu można wykopać sobie dziurę i korzystać z uroków naturalnego jacuzzi.

No i nie udało się, na miejsce dotarliśmy już po zmroku. Szkoda, że nie mamy swoich plecaków, można by zostać na noc, a tak trzeba jeszcze wrócić po nie do Auckland. Po drodze łapie nas jeszcze ulewny deszcz, co na górskiej drodze nie jest zbyt pomocne… Do hostelu wracamy ok 23, kolacja, prysznic i spać. Jutro ruszamy naszym „camperem” na południe do Rotoura.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-03-22 13:10
Przedostatnie zdjecie rewelacyjne.
 
janusz
janusz - 2022-09-25 18:35
n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180. wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje. co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby
 
 
zwiedził 17.5% świata (35 państw)
Zasoby: 136 wpisów136 131 komentarzy131 1123 zdjęcia1123 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
24.04.2013 - 21.05.2019
 
 
28.02.2013 - 18.07.2013