Lot był naprawdę super. Prawie 11 godzin, a zupełnie nie wiem gdzie się ten czas podział. Jak już pisałem wcześniej obsługa przesympatyczna, opiłem się Johnny Walkerem i Heinekenem aż miło :) Ilość dostępnych filmów przekroczyła nasze najśmielsze oczekiwania, nawet gry były dostępne w opcji multiplayer z dowolnym pasażerem w samolocie!
Do Kuala Lumpur dotarliśmy jakoś ok godziny 11.00. Wychodząc z samolotu nokautuje tropikalne ciepło, 33 stopnie i wilgotność na poziomie 80%. W zeszłym roku podczas naszych wakacji na Kubie zdarzały się dni, że oddychało się bardzo ciężko. To jednak nic w porównaniu z upałem tutaj – ma się po prostu uczucie jakby powietrze dosłownie usiadło na Twoich ramionach.
Na lotnisku niestety musimy poczekać trochę w kolejce na nowe karty pokładowe. Okazuje się, że dziś nie ma już żadnego lotu do Auckland. Najwcześniej jutro o 21.50, co oznacza przymusowy 30-godzinny postój w stolicy Malezji. Mało tego – Malaysia Airlines proponuje nam zakwaterowanie w… Marriotcie z pełnym wyżywieniem. Elegancko! Jak się później okazało, w tym samym hotelu będą za tydzień gościć zespoły Formuły 1 w trakcie Grand Prix Malezji !!! Na lotnisku jeszcze tylko darmowy obiadek (Szymon wysępił kupony od obsługi bo lot opóźniony a my jesteśmy głodni i już, kupony dostaliśmy bez mrugnięcia okiem :) Po obiedzie odprawa celna – wizy na 90 dni – do autobusu i jedziemy do hotelu.
Hotel – kopara opada, w życiu nie pławiliśmy się w takich luksusach!!! To wszystko zostawiamy jednak na jutro i korzystając z oferowanego przez hotel darmowego transferu do centrum miasta ruszamy obejrzeć słynne Petronas Towers. Kuala Lumpur zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie, czysto i schludnie, ludzie uśmiechnięci, ogólnie wyczuwa się bardzo pozytywną atmosferę. Zwiedzamy pobliski park, w centrum handlowym wymieniamy kasę (bardzo łatwy przelicznik: 1 pln / 1 RM, ceny też takie jak polskie), wrzucamy coś na ząb i po 22.45 wracamy do hotelu. Dzięki Bogu w busie jest klimatyzacja, bo temperatura na zewnątrz cały czas na poziomie 28-29 stopni, pomimo późnej już w sumie pory.
Ufff, co za dzień. W końcu wszystko ruszyło z kopyta tak jak powinno. Ten nieplanowany przystanek w Malezji całkiem nam się spodobał. Jutro zostajemy w hotelu żeby trochę się nacieszyć wszystkimi luksusami. Może akurat lot będzie znów opóźniony i zostaniemy na jeszcze 1-2 dni. W sumie to nie mamy nic przeciwko!