Wstaliśmy o 5 rano, śniadanko, szybkie wymeldowanie z hotelu i o 6.15 jesteśmy już w drodze na lotnisko. Kierowca pojawił się trochę przed czasem i w sumie dobrze - na autostradzie prowadzącej do lotniska niezły korek od samego ranka. Na miejsce docieramy krążąc bocznymi ulicami, inaczej mogłoby być kiepsko. Nie ma to jak dobry znak na sam początek dnia!
My oczywiście z dwoma plecakami każdy, nie udało nam się wczoraj załatwić nadania do luku. Miejmy nadzieje, że również dziś przejdziemy bez problemu przez ochronę. Tak się też stało, teraz już tylko poczekać do 9.30 i wsiadamy do samolotu.
O godzinie 10.00 dowiadujemy się, że znów będzie opóźnienie - musimy poczekac na nowego A380, ten którym mieliśmy lecieć nie został naprawiony. Ludzie dostają furii. Nam się nie spieszy bo mamy w Nowej Zelandii ponad 3 tygodnie, ale inni przesiadający się w Kuala Lumpur wcale nie mają takiego zapasu czasu. Atmosfera na lotnisku doprowadza do interwencji policji, która musiała uspokoić najbardziej rozjuszonych podróżujących.
Koniec końców o godzinie 15.00 zaczynamy wsiadać do samolotu. Tutaj też ciekawa polityka Malaysian Airlines - przekierowali samolot, ktorym dzisiaj mieli lecieć nowi podróżujący do Kuala Lumpur, tym samym opoźniając im lot o jeden dzień a nam dając sprawną maszynę. Jakoś dziwne to wszystko... W sumie 27 godzin opóźnienia, całkiem spoko - zobaczymy może uda się powalczyć o jakiś zwrot kosztów(tutaj prośba, jeśli ktoś się o takie coś starał, bardzo proszę o kontakt!)
Gotowi do odlotu (nasze plecaki zmieściły się bez problemu do luku nad głowami) zaczynamy podziwiać tego kolosa! Samolot jest PRZEPOTĘŻNY, 2 pokłady, wchodzi ponoć ponad 600 osób. Siedzimy na skrzydle, którego końca po prostu nie widać. Fotele bardzo wygodne (a to klasa ekonomiczna), obsługa miła i uśmiechnięta. Taktyka, jaką na tak długich lotach (nasz 10h 45minut) przyjmuje personel jest bezbłędna: serwują orzeszki, alkohol w duuuużych ilościach, po godzinie obiadek - tak żeby wszyscy pasażerowie usnęli jak najszybciej i dali im święty spokój. Strategia sprawdza się w 100% :)
Trasa lotu przebiega m.in. nad południową Polską (17 km od Wieliczki), a także "CZECHOSŁOWACJĄ" jak to ujął nasz kapitan. Widocznie ktoś go źle poinformował. Przed snem oglądamy jeszcze film ("Życie Pi" - nawet niezły, choć w moim odczuciu przekombinowany). Szczęśliwi zasypiamy kamiennym snem. Za 6 godzin lądujemy w Kuala Lumpur w Malezji. Mam takie dziwne przeczucie, że znów będą niezłe przeboje z lotem do Nowej Zelandii. Ciekawe na kiedy nas wcisną, samolot którym mieliśmy leciec 14.03. przecież już dawno odleciał. Zobaczymy na miejscu, jak to w podróży bywa - nie ma co się martwić na zapas bo i tak wszystko będzie inaczej :)