Spakowani i pozytywnie nastawieni ruszyliśmy na lotnisko do Wrocławia. Cztery godziny zapasu - trochę śniegu na drodze, wiec trzeba wziąć małą poprawkę. Jak się okazało po ok 30 km, decyzja o tak wczesnym wyjeździe była bardzo słuszna. W Sulechowie wszystko stoi, wypadek na rondzie i praktycznie każda z dróg do Wrocławia totalnie zblokowana... Na szczęście szybki telefon do Jurka i już objeżdżamy całe to cholerstwo z boku :)
Do Wrocławia trafiliśmy z ponad 1,5h zapasu.... ale ale, coś tutaj nie gra. Na tablicy w ogóle nie ma lotu do Paryża.. zdębiałem. Przez moment myślałem, że po prostu pomyliłem daty. Rzeczywistość zrewidowała się sama w ciągu 10 minut, po wizycie w punkcie informacyjnym okazało się, że lot jest ODWOŁANY. Powód: śnieżyca w Paryżu, wszystkie loty odwołane do końca dnia, nie przyjmują ani nie wypuszczają od siebie niczego co fruwa... Pięknie. Przecież my za niecałe 18h mamy lot do Kuala Lumpur, z tegoż właśnie Paryża.
Na lotnisku burza mózgów. Nic innego z Polski już dziś nie leci (godz ok 17...), zostaje Berlin, ale tam też tylko Air Berlin (i to z przesiadką we Wiedniu) za bagatela 2500 pln... Samolot Paryż - Kuala Lumpur jutro o godz 12, wiec na lotnisko musimy dotrzeć MAX do 10.00... Telefon do Malaysian Airlines przynosi następne złe wieści: zmiana biletu możliwa najwcześniej na 20 marca, za symboliczną opłatą 1500 euro...kolejna wspólna burza mózgów i decyzja podjęta. Jedziemy samochodem. 1200km i 12-13 godzin, ambitnie ale musi się udać... Mamy chyba najwspanialszych Rodziców i Braci na świecie, kto inny potrafiłby rzucić w ciągu paru minut swoje zobowiązania dnia następnego i puścić się w szalony wyścig z czasem na drugi koniec Europy? Im nigdy nie trzeba mówić dwa razy. Kochani - jesteście ZAJExxŚCI !!!!