Wizyta w naszej polskiej stolicy była uwarunkowana na dwojaki sposób. Raz, że dawno w Warszawie nie byliśmy – ja muszę się bez bicia przyznać, że nigdy stolicy nie zwiedzałem, zawsze albo przejazdem albo coś załatwić. Dwa, że Warszawa jakoś nigdy nie jest nam po drodze, a bardzo chcieliśmy odwiedzić naszych starych znajomych – Karolinę i Przemka, którzy od 9 miesięcy mieszkają w trójkę z genialnym Prezesem Tymonem! Już dawno nie widzieliśmy tak pogodnego i roześmianego dziecka, wykapany Przemek. Kochani, jeszcze raz gratulujemy :) Jeszcze będąc w Tajlandii odezwałem się do Przemka z zapytaniem co i jak. Na odpowiedź nie czekałem nawet 5 minut, wszystko załatwione dwoma SMSami. To taki rodzaj znajomych, którym nic nie trzeba powtarzać dwa razy. Nie ważne są data ani miejsce, można umówić się na spotkanie siedząc w zabitej dechami wiosce w Tajlandii.
O wizycie w Warszawie nikomu z rodziny nie powiedzieliśmy. Ten wpis piszę już z domu, 4 dni po powrocie. Wszyscy spodziewali się nas dzisiaj, 20. Lipca, dokładnie za 10 minut, czyli lotem Rzym – Poznań lądującym o 13.55. W Polsce byliśmy już 15. lipca. Ot taka niespodzianka :)
Póki co spacerujemy sobie po Warszawie. Ludzie gnają, wszyscy z telefonami przy uchu, w tle słychać tylko rozmowy co komu załatwić i gdzie leżą zaległe faktury. Smutny ten ciągły europejski pośpiech. Przypomina mi to pewien dowcip zasłyszany w podróży. Trochę przydługi, ale jakże prawdziwy:
„ Znany amerykański doradca inwestycyjny siedział na przybrzeżnej skałce w małej meksykańskiej wiosce gdy do brzegu przybiła skromna łódka z rybakiem. W łódce leżało kilka wielkich tuńczyków. Amerykanin, podziwiając ryby spytał Meksykanina:
- Jak długo je łowiłeś?
- Tylko kilka chwil.
- Dlaczego nie łowiłeś dłużej? Złapałbyś więcej ryb?
- Te, które mam całkiem wystarczą na potrzeby mojej rodziny.
Amerykanin pytał dalej:
- Na co więc poświęcasz resztę czasu?
- Śpię długo, trochę połowię, pobawię się z dziećmi, spędzę sjestę z moją żoną, wieczorem wyskoczę do wioski, gdzie siorbię wino i gram na gitarze z moimi amigos. Pędzę wypełnione zajęciami i szczęśliwe życie.
Amerykanin zaśmiał się ironicznie i rzekł:
- Jestem absolwentem MBA z Harvardu i mogę ci pomóc. Powinieneś spędzać więcej czasu na łowieniu, wtedy będziesz mógł kupić większą łódź, dzięki niej będziesz łowił więcej i będziesz mógł kupić kilka łodzi. W końcu dorobisz się całej flotylli. Zamiast sprzedawać ryby za bezcen hurtownikowi, będziesz mógł je dostarczać bezpośrednio do sklepów, potem założysz własną sieć sklepów. Będziesz kontrolował połowy, przetwórstwo i dystrybucję. Będziesz mógł opuścić tę małą wioskę i przeprowadzić się do Mexico City, później Los Angeles, a nawet do Nowego Jorku, skąd będziesz zarządzał swoim wciąż rosnącym biznesem.
Meksykański rybak przerwał:
- Jak długo to wszystko będzie trwało?
- 15 może 20 lat.
- I co wtedy?
Amerykanin uśmiechnął się i stwierdził:
- Wtedy stanie się to, co najprzyjemniejsze. W odpowiednim momencie będziesz mógł sprzedać swoją firmę na giełdzie i stać się strasznie bogatym, zarobisz wiele milionów.
- Milionów? I co dalej?
- Wtedy będziesz mógł iść na emeryturę, przeprowadzić się do małej wioski na meksykańskim wybrzeżu, spać długo, trochę łowić, bawić się z dziećmi, spędzać sjestę ze swoją żoną, wieczorem wyskoczyć do wioski, gdzie będziesz siorbał wino i grał na gitarze ze swoimi amigos…”
Przez cały dzień włóczymy się po Krakowskim Przedmieściu, Starym i Nowym Mieście, wcześniej kawka w Ogrodzie Saskim i nasiadówa pod Pałacem Kultury i Nauki. Jest chłodno, polary na grzbiecie, ale słoneczko zza chmur co jakiś czas wychodzi. Co mnie pozytywnie zaskoczyło to spora ilość zagranicznych turystów. Głównie Azjaci, a z Europy Włosi. Podszedłem nawet do jakiegoś gościa z Indii i pytam jak mu się podróżuje po naszym kraju? Czy są problemy z dogadaniem się, połączeniami między miastami, hotelami, itp. Odpowiedział, że będąc najpierw w Gdańsku a teraz w Warszawie nie widzi żadnej różnicy między miastami polskimi a zachodnią Europą. Może z wyjątkiem cen. Super, oby tak dalej.
To chyba na tyle... Ostatni wpis z małym podsumowaniem spłodzę za jakiś czas. Na dzień dzisiejszy mam zbyt duży mętlik w głowie po powrocie do Domu. Póki co chciałem tylko podziękować wszystkim, którzy czytali moje wypociny. Dzięki za wsparcie i dobre słowo, z którym spotykaliśmy się z każdej strony. Kochani – jesteście wielcy!!! Gdyby nie Wasz doping w prowadzeniu tego bloga, chyba bym się poddał gdzieś w połowie.
Podsumowanie wyprawy na pewno się pojawi, jak tylko zbiorę myśli. Dajcie mi proszę kilka dni, a może uda mnie się Was czym zaskoczyć :)
Nie ukrywamy, że chętnie odpoczęlibyśmy teraz 2-3 tygodnie w domu i znów ruszyli w podróż. Tak naprawdę nawet nieważne dokąd i na jak długo. Nadszedł jednak czas na realizację kolejnych życiowych planów, niekoniecznie z podróżowaniem związanych. Uważam, że na wszystko trzeba znaleźć odpowiedni czas. Chociaż nie ukrywam – jeśli ktoś chciałby zasponsorować nam wyprawę, jesteśmy otwarci na propozycje. W pakowaniu plecaków mamy już taką wprawę, że możemy jechać praktycznie każdej chwili. Ot, chociażby jutro :) Możemy chodzić w firmowych koszulkach, rozlepiać plakaty, zamieszczać reklamy w Internecie, słowem „wszystko da się zrobić!”