Doba hotelowa kończy się o 12. W planach nie mamy zbyt wiele, więc śpimy jak nigdy do 11. Oj należało się, po ostatnich kilku zarwanych nocach. Bagaże zostawiamy Pani na recepcji. Na śniadanie idziemy do… kafejki internetowej. Jedzenie jest, ale ku naszemu niezadowoleniu Internetu nie ma. Zaczęło lać. Nie padać – lać. I tak było przez kolejne 4 godziny… Pięknie. Ze zwiedzania nici, autobus dopiero o 18.30. Pora deszczowa pokazała swój pazur w całej okazałości już drugiego dnia. Będzie można uzupełnić zaległe wpisy, mam 5 dni zaległości… Próbowałem odpalić też 3 karty sim: malezyjską, polską i angielską. Żaden z numerów w Birmie nie działa.
W kafejce siedziała też Amerykanka, która jak się później okazało pracuje dla gazety z Philadelphii. W Birmie jest już 2 miesiące, pisze artykuły ze swojej podróży. Odwiedza głównie małe wioski w górach korzystając z pomocy lokalnego przewodnika. Opowiada nam o plemionach górskich, gdzie nie widziano wcześniej białych, gdzie elektryczność działa przez 2 godziny dziennie, wtedy cała wioska gromadzi się przed TV i ogląda serial. Wcześniej była w Arabii Saudyjskiej. Naopowiadała nam jakiś dziwnych historii, rzekomo o mordowaniu chrześcijan 2 lata temu świętujących Boże Narodzenie w domach swoich znajomych. Ponoć w Arabii Saudyjskiej jest to zabronione prawnie, można świętować tylko u siebie w domu. Nie mam pojęcie czy to prawda, czy zadziałała jej wyobraźnia. Twierdzi, że podczas jej pobytu w tym kraju 2 lata temu zamordowano ponad 40 osób… Nie bardzo chce nam się w to wierzyć.
Rozmawiamy też o Mrauk U, rejonie w zachodniej części Birmy, gdzie znajduje się niesamowity kompleks świątynny. Alternatywa dla przepełnionego turystami Bagan. Do miejscowości turyści nie mogą na chwilę obecną dotrzeć drogą lądową. W grę wchodzi albo samolot albo statek. Wcześniej trzeba uzyskać specjalne pozwolenie. Tak jest od listopada zeszłego roku, kiedy miały miejsce bardzo krwawe walki między buddystami i muzułmanami. Cały stan Rakhine ciągle znajduje się pod kontrolą policji i wojska. Lidzia wygrzebuje później informację o zastrzeleniu 4 miejscowych kobiet przez wojsko zaledwie 10 dni temu. Nie – to na pewno nie jest miejsce, do którego pojedziemy. Plaże na zachodzie też odpadają ze względu na porę deszczową.
Odbieramy bagaże z hotelu (pani dołożyła nam torbę owoców na drogę!) i o godzinie 18.30 wsiadamy w autobus. W środku 3 białe twarze, reszta miejscowi, łącznie z 15 osób. Wygląda na to, że w Birmie istnieją już regularne połączenia międzymiastowe, których jeszcze kilka lat temu nie było. Autobus z klimą, czysty, wygodne fotele. Połowę dystansu pokonujemy jedyną dwupasmową autostradą w kraju. Później nie było już tak pięknie. Drogi w Indonezji dzisiaj zyskały kilka dodatkowych punktów, jeśli chodzi o ich stan. Bardzo lubię prowadzić samochód – tutaj zrobiłbym to tylko w ostateczności. Jedziemy po krętej górskiej drodze, nie szybciej niż 30-40 km/h. Ciasno strasznie, ale kierowca zdaje się znać wszystkie zakręty na pamięć.